Strumień świadomości o grach fabularnych, literaturze, filmie, muzyce, popkulturze, kampaniach społecznych, rowerach, grach i Bóg jeden wie, czym jeszcze...
Jakub: Dzień dobry, drodzy Państwo. Dzisiaj odcinek, który miał powstać już dawno temu, natomiast uznałem, że nie można przygotowywać pewnych materiałów, nie robiąc do nich dogłębnego researchu. I skoro ten research był prokrastynowany, to też przygotowanie tego materiału trochę trwało. Właściwie w ramach takiego bardzo kontrowersyjnego tytułu, powinienem powiedzieć, wstępu zresztą też, powinienem powiedzieć, że wszystko robimy źle.
To jest taka rzecz, która się klika, jeżeli chodzi o YouTube i o inne tam treści. Wszyscy chcą wiedzieć, jak to jest, że tyle rzeczy robimy źle. Nawet się mówi, że nawet kupę źle robimy. I jest w tym wiele prawdy, bo wiele osób nieprawidłowo przyjmuje pozycję na toalecie. Ale o tym jakby nie dzisiaj. Takie materiały robią inni twórcy. I chociaż ja czasem nurkuję do szamba, jeżeli chodzi o przygotowanie dla Was tutaj pewnych rzeczy na temat różnych tekstów kultury, to dosłowne szambo sobie na razie zostawimy. Chyba że będzie ono kluczowe dla jakiejś fabuły.
Wszystko robimy źle. I to hasło chciałbym dzisiaj rozważyć pod kątem dwóch rzeczy.
Po pierwsze pod kątem naszej współczesnej kultury, którą dzisiaj mamy i myślę, że ten wątek będzie dużo bardziej interesujący dla osób, które po prostu oglądają filmy, oglądają seriale i chciałyby trochę się więcej dowiedzieć na temat tego, dlaczego tak wiele rzeczy w ostatnim czasie wychodzi po prostu przeciętnie albo miernie wręcz.
Natomiast druga część tego materiału będzie raczej poświęcona dla Mistrzów Gry, bo tutaj też jest ważny wątek, który chciałbym poruszyć w tym zakresie, bo ja ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że wiele scenariuszy, nawet dla dużych i długich kampanii przygotowałem po prostu z kilkoma bardzo podstawowymi błędami, jeżeli chodzi o ich główne założenia.
I dlatego te rzeczy albo nie zostały nigdy dokończone, albo po prostu kiedy się skończyły, to praktycznie już w ogóle o nich dzisiaj nie pamiętamy i w ogóle dzisiaj o nich nie rozmawiamy.
O co więc chodzi z tym, że wszystko robimy źle? Wiadomo, że z mojego punktu widzenia będę się trzymał tego że, żeby napisać dobrą historię, żeby napisać dobrą fabułę, to trzeba się trzymać pewnych reguł. I nawet jeżeli mamy te reguły łamać, to najpierw musimy wiedzieć, dlaczego one w ogóle są, po co one są, w jaki sposób funkcjonują i co nam da złamanie tych reguł, w jaki sposób możemy je złamać, tak, żeby wprowadzić pewne nieoczekiwane zmiany, nieoczekiwane zwroty akcji i tutaj podważyć oczekiwania naszych odbiorców, a nie żeby robić to tylko dlatego, żeby złamać reguły dla samego ich łamania. Mówi się, że reguły są po to, żeby je łamać, ale z drugiej strony reguły pozwalają nam też utrzymać pewną równowagę, jeżeli chodzi o wiele elementów naszych opowieści. No i myślę sobie, że dla wielu twórców szlifowanie tych reguł do perfekcji prowadzi do wypracowania bardzo dobrego warsztatu, w którym mogą się opierać o swoją znajomość zasad gry, jeżeli chodzi o tworzenie filmów czy seriali czy gier; natomiast u innych tych, którzy chcą być bardziej kontrkulturowi, nazwijmy to przeciwko mainstreamowi, jeżeli chodzi o te pradawne, że tak powiem, nawet przecież wywodzimy je ze starożytności, tych zasad. Jeżeli chcemy, żeby te zasady były w naszych dziełach łamane bezustannie, to najpierw musimy je trochę wykorzystać jako takie kółeczka przy dziecięcym rowerze, które pomogą nam się nauczyć utrzymywać tę równowagę, żebyśmy wiedzieli przynajmniej, dokąd jedziemy, żebyśmy się mogli skupić na tym, dokąd podążamy, I potem te kółeczka gdzieś, jak już uznamy, że nam nie są potrzebne, sobie je odczepić.
Bardzo dużo mówię tutaj o strukturze 3 aktowej, bo ona jest gdzieś tam takim klasykiem. Dużo mówię o strukturze 4 aktowej, czyli rozbiciu tego środkowego aktu tak naprawdę na dwa mniejsze. Bardzo dużo mówię na temat beat sheet'u tzw. na temat story arc'ów. I to są takie rzeczy, które w moich materiałach się pojawiają regularnie i chciałbym też w tej serii, którą teraz planuję, żeby one się pojawiły trochę bardziej intensywnie rozpracowany, żeby Wam powiedzieć dokładnie, na czym to wszystko polega, skąd te rzeczy się biorą, w jaki sposób my możemy je wykorzystywać.
No a skoro już mówimy o wykorzystywaniu, no to spójrzmy na filmy, spójrzmy na seriale ostatnich lat. Nie chcę tutaj bardzo głęboko wchodzić w analizę rozmaitych rzeczy, bo będę to robić przy okazji innych materiałów. Natomiast wylistowałem sobie kilka takich problemów, które w ostatnim czasie pojawiają się bardzo często i moim zdaniem wynikają one przede wszystkim z tego, że twórcy nie do końca wiedzą jak te reguły wykorzystać. I tutaj też jest taka mała podpowiedź dla filmowców, dla scenarzystów, dla autorów książek, ale przede wszystkim dla ludzi tworzących scenariusze serialowe i filmowe. Będę dzisiaj omawiał dwa zjawiska. Pierwsze z nich to jest Netflixyzacja, jeżeli można tak powiedzieć, trochę naszej współczesnej kultury, a drugie to jest Marvelizacja kultury. Jakiś czas temu powiedziałem, że jest coś takiego jak Netflixowa bieda, jeżeli chodzi o ten średni budżet egzekucji i wiele z tych filmów i seriali, jest takich, że widać, że tych pieniędzy trochę brakło na pewne elementy, na pewnych aktorów, na pewnych specjalistów i niektóre filmy wychodzą bardzo dobrze, wychodząc z założenia, że okay, ten średni budżet im w zupełności wystarczy, a inne filmy czy seriale bardzo cierpią na tym, że jednak to jest Netflix, a nie bardzo duża wytwórnia, która mogłaby tym sianem sypnąć mocniej.
Więc trochę takiej Netflixowej biedy można zaobserwować w każdym filmie czy serialu, który wychodzi spod tego czerwonego logo. Z drugiej jednak strony Netflixyzacja kultury to jest trochę inne zjawisko, które jest związane z tym, jak tą kulturę konsumujemy i kto jest właściwie naszym odbiorcą.
Ponieważ naszymi odbiorcami stali się wszyscy, bo właściwie każdy ma teraz Netflixa, bo nie wypada go nie mieć, czy innego Amazon Prime czy inne VOD czy inne usługi streamingowe. No to pojawia się taka kwestia, że trzeba po prostu jak największą rzeszę tych odbiorców utrzymać. I zamiast dokonywać pewnej segmentacji rynku i tworzyć segmenty dla konkretnych grup odbiorców, to wychodzi się z założenia, że wszystko ma być dla wszystkich.
I niestety jest to ogromny problem wszystkich właściwie obecnych tekstów kultury, gdzie tworzy się materiały, tworzy się scenariusze, a potem one są przepuszczane przez dużo rozmaitych grup fokusowych, których celem nie jest docenienie pewnego rodzaju dzieła czy struktury, czy wysiłku włożonego, czy tej fabuły oryginalności.
Tylko ich celem jest upewnienie się, że każda możliwa grupa odbiorców, która ma wystarczająco dużą moc, jeżeli chodzi o swoje portfele, będzie się czuła zaopiekowana tym, co dla niej dostarczamy, czyli wszyscy będą mieli to uczucie, że to dzieło, ten serial, ten film jest o nich, co z kolei sprawia, że te rzeczy stają się być materiałami, fabułami zupełnie o nikim. Bo jeżeli chcemy zrobić coś, co z jednej strony będzie opisywać problemy mniejszości etnicznych, z drugiej strony mniejszości seksualnych, a z trzeciej strony powie nam o współczesnych trendach w kulturze, z czwartej wyśmieje polityków, z piątej puści oko do miłośników Marvela i Gwiezdnych Wojen, będzie serialem, który jednak nie będzie się nudził, ale mamy tylko budżet na 8 odcinków i nie możemy zatrudnić wszystkich aktorów, których chcemy, więc wykosztujemy się na jedną, trochę już przebrzmiałą gwiazdę, a resztę uzupełnimy po prostu aktorami z innych naszych tanich seriali. To okazuje się, że stworzyliśmy taką papkę, która właściwie nikomu do końca nie pasuje.
Bo jeżeli to ma być np. rzecz o fanatyzmie religijnym, to ludzie będą pytać na gwizdek tam jest ten wątek gejowski. Przecież dlaczego nagle tych dwóch typów w Ku Klux Klanie to są homoseksualiści? To absolutnie nie ma żadnego sensu, ale okaże się potem, że oni są dobrymi bohaterami. Rozbiją ten Ku Klux Klan. W związku z tym grupa, dla której to jest. Pomyśli sobie: o, świetnie, jest tam reprezentacja gejów. My jesteśmy gejami i cieszymy się, że geje są pokazywani w tych tekstach kultury. Tyle, że ta ich obecność tam właściwie nic nie wnosi do fabuły. Tak naprawdę w wielu przypadkach jest ona zupełnie idiotyczna.
Jeżeli tworzymy film, który faktycznie opowiada jakąś historię, w której istotna jest czyjaś orientacja seksualna, to niech to będzie rzecz skupiona na tym, żebyśmy mogli pokazać, że ten wątek jest faktycznie istotny. Natomiast jeżeli tworzymy rzecz, w której nasze postacie mają jakieś relacje i tak naprawdę jest zupełnie nieistotne, to, jakie te relacje są, to starajmy się te relacje dopasować. W sensie nie jest to istotne z punktu widzenia szerszej fabuły, to starajmy się te relacje dopasować do osobowości postaci. Jeżeli nagle w czwartym sezonie naszego serialu okazuje się, że w ogóle nie mamy postaci gejowskiej w naszym serialu i musimy teraz dokleić jakiegoś geja, no to musimy doprowadzić do sytuacji, w której np. jeden z naszych bohaterów wyjdzie z szafy. I tutaj wielkie zaskoczenie, bo okazuje się, że do tej postaci to zupełnie nie pasuje i zaczyna być to bardzo, bardzo sztuczne. Mówiłem, że nie będę mówił o przykładach za dużo, ale myślę, że takim wyznacznikiem tego, w jaki sposób ta współczesna kultura i te współczesne narracje skręciły, jest Star Trek Discovery, nowa seria Star Treka, w której naprawdę w sensie już nie taka nowa, bo tam już się pojawiły kolejne. Ale to była jedna z pierwszych tych nowych serii Star Trek, gdzie pieniądz się wylewał z każdego kadru.
I doprowadziło to do takiej sytuacji, że w pewnym momencie mieliśmy właściwie same kobiety, jeżeli chodzi o postacie pierwszoplanowe, a w kolejnym sezonie właściwie były same osoby nieheteronormatywne, ale i tak, ponieważ były to historie opowiadające przeszłość, między innymi kapitana Pike'a, to okazywało się, że to mogą być kobiety, to mogą być geje. Ale koniec końców i tak kapitanem jest biały, heteroseksualny mężczyzna. Więc trochę nam się to rozbijało po prostu bo ten przekaz, koniec końców nie dość, że wychodził komiczny, to jeszcze właściwie kontr produktywny, patrząc z punktu widzenia całej tej fabuły.
Co się dzieje przy tym w tym momencie, kiedy zaczynamy tworzyć fabuły dla wszystkich, które nie są skupione tak naprawdę na żadnym konkretnym wątku?
Po pierwsze brak jakiegokolwiek zróżnicowania w postaciach. Te postacie w filmach i serialach są teraz narysowane w jednowymiarowy sposób, bez żadnych głębszych cech, historii, zainteresowań. To jest nasz czarnoskóry gej, a to jest nasz biały gej, to jest pochodzenia indyjskiego lesbijka, a to jest nasza azjatycka lesbijka. A tutaj mamy białą lesbijkę. No trudno, jakąś tam białą postać musieliśmy mieć, w końcu akcja dzieje się w Warszawie. I koniec końców ci nasi bohaterowie są klejami po prostu z jednego serialu do drugiego i mamy takie wrażenie, że oni po prostu odhaczają pewne check boksy. Czyli każdy serial musi przejść przez taką listę. Czy jest gej? Czy jest lesbijka? Czy jest osoba niebinarna? Czy jest osoba czarnoskóra? Czy jest jakaś osoba z mniejszości religijnej? Jak to wszystko odhaczyliśmy, to fabuła nieważna, bo przecież wiadomo, że się spodoba wszystkim. Efekt jest taki, że nie podoba się to koniec końców nikomu.
Drugi problem. Klisze i stereotypy. Skoro nie mamy oryginalnych postaci i nie jesteśmy w stanie zbudować odpowiedniej dynamiki konfliktu czy wątków pomiędzy nimi. Każdy dobry wątek tak naprawdę jest swego rodzaju konfliktem, gdzie te postacie muszą się zetrzeć ze sobą, niekoniecznie fizycznie oczywiście, żeby pokazać co są warte, kim są w momencie kryzysu i spróbować uzyskać to, na czym im najbardziej zależy, a potem doświadczyć tej zmiany, która pokazuje, kim powinni się stać, a nie tego, czego chcą dostać.
I jeżeli nie mamy takich dobrych postaci, to będziemy wtłaczać je w stereotypy i będziemy używać klisz filmowych czy serialowych, przez co te fabuły stają się strasznie przewidywalne. Są bardzo nieintrygujące. My doskonale wiemy co się stanie, bo my to widzieliśmy już wielokrotnie. I to nawet nie chodzi o to, że w strukturze 3 aktowej pewne rzeczy są przewidywalne, bo w strukturze 3 aktowej my wiemy, kiedy kryzys nastąpi, ale nie wiemy, jaki on będzie miał charakter, chyba, że jest to dobrze telegrafowane, ale nie wiemy, kto ten kryzys wygra. Zakładamy, że nasz główny bohater, ale jak on przez ten kryzys przejdzie i kim on ostatecznie się stanie? To jest dla nas nieoczywiste i my chcemy to zobaczyć. A jeżeli to jest kawalkada klisz i jedna klisza za drugą, to my wiemy, jak to się skończy, bo my to widzieliśmy już wielokrotnie. Wiemy, że ten bohater teraz zrobi to, a tamta bohaterka zrobi tamto, bo oni po prostu muszą to zrobić, bo są stereotypowymi postaciami.
Trzeci problem: skoro już mamy te klisze i mamy te postacie i wydaliśmy na to pieniądze, to musimy wydoić to, jak tylko to jest możliwe. Więc zarówno seriale, jak i filmy tak naprawdę, cierpią na rozciąganie fabuły, utratę tempa i przez to też utratę zainteresowania odbiorców. Drodzy Mistrzowie Gry, powiedziałem, że dalsza część będzie dla mistrzów Gry, ale słuchajcie tego wszystkiego uważnie, bo to są też grzechy, które my popełniamy bardzo często przy rozmaitych dłuższych kampaniach. Wszystko to, co mówię o serialach i filmach, dotyczy się także naszego prowadzenia. Wracając do tej długości, zauważcie, że kiedyś seriale były przede wszystkim proceduralami tak zwanymi, czyli w każdym odcinku nasi bohaterowie mierzyli się z jakimś problemem, ten problem miał tą swoją 3 aktową strukturę: zawiązanie wątku, próba jego rozwiązania, jakiś tam kryzys, rozwiązanie, zakończenie. I te nasze postacie główne się rozwijały w tle tych wątków. Natomiast najważniejsze było to, że dostajemy satysfakcjonujące zakończenie jakiejś tam historii. I chociaż czasem te historie się rozciągały na 2-3 odcinki, to jednak w każdym odcinku mieliśmy jakąś zamkniętą opowieść, która była dla nas interesująca, była dla nas ważna.
Teraz seriale są po prostu bardzo długimi filmami. To jest jedna fabuła, która jest rozciągnięta na 8, na 10, na 12 odcinków i wiadomo, że jesteśmy w stanie. Określoną ilość wątków w to wszystko wepchać. Natomiast efekt jest taki, że często mamy coś takiego jak mid season crisis, czyli kryzys połowy sezonu, w czasie którego tak naprawdę wszystkie nasze wątki są dramatycznie rozwleczone.
Tutaj mamy opad zainteresowania widzów. Musimy teraz spróbować ich przekonywać, że cały czas ten finał jest ważny i zostańcie z nami do finału. Mimo tego, że teraz w tych dwóch ostatnich odcinkach nic się nie działo. W filmach fabularnych niestety ten problem też występuje, w momencie kiedy mamy postacie zbudowane ze stereotypów i całą strukturę, po prostu kopiuj wklej kolejnych klisz.
Wtedy ten film też jest dla nas za długi, bo zamiast wykorzystać te dwa, trzy elementy, które naprawdę były dobre w przygotowaniu tego scenariusza. Chociaż współczesne filmy nawet często ich nie mają, to staramy się tam upchać jak najwięcej badziewia, za przeproszeniem, żeby się wydawało, że w każdej z tych scen coś się dzieje, a tak naprawdę to są takie zapychacze, które rozwalają nam całą tą fabułę.
Czwarty problem: cliffhangery. Boże, cliffhangery sąteraz wszędzie. I dramatyczna muzyka, dramatyczne spojrzenie i o Boże, cliffhanger! Czyli sytuacja, w której od hanging on the cliff, czyli wisząc na klifie, czyli taka dramatyczna sytuacja, gdzie nasi bohaterowie wiszą na tym klifie i nie wiadomo czy przetrwają, czy nie, czy spadną, czy się wdrapią. Jest takie dramatyczne zakończenie, zwłaszcza odcinka. I mamy odcinek, w którym kompletnie nic się nie dzieje, więc jako twórcy jesteśmy raczej świadomi tego, że to jest nuda jak 150, no to wypełnimy tutaj teraz cliffhanger na koniec, żeby chociaż ktoś chciał kliknąć kolejny odcinek, a nie tylko, że się z automatu wyłącza na Netfliksie czy na innym serwisie, bo mamy włączone automatycznie odtwarzaj następny.
No i potem zaczyna się kolejny odcinek i my się zastanawiamy: okej, ale co się stało z tym cliffhangerem? Przecież on tam był. Gdzie teraz? Gdzie jest ta opowieść dalej? Już jej nie ma, bo rozwodniliśmy to albo okazało się, że to była rzecz bardzo błaha i te cliffhangery przez to, jeżeli są stosowane prawidłowo, już to nie wywołują takiego efektu, bo jest ich wszędzie pełno i niestety są one bardzo, bardzo nadużywane i są używane w sytuacjach, w których nie dają tego dramatycznego efektu tak naprawdę.
Piąty problem współczesnych filmów, seriali, ale także wielu naszych gier fabularnych. Zbyt wiele wątków pobocznych. To gry na to też cierpią straszliwie. I myślę, że najlepszym przypadkiem tutaj będzie fabuła Cyberpunka 2077. Po tych wszystkich patchach, które się pojawiły, mój kolega gra znowu. I pytam go ostatnio: a no a powiedz mi jak tam? Nie no spoko, spoko, dużo błędów naprawionych. A jak fabuła. Nie chciał gadać, więc pytam Adama, z naszego podcastu Kuba i Adama RPG. Pytam Adama jak tamten Cyberpunk. On mówi, że też gra, no ale wiadomo, że błędy zostały poprawione. Dużo płynniej się w to gra. Jest więcej zawartości. Pytam czy ta główna oś fabularna w końcu ma sens. No wiadomo, że nie ma, bo ona już jest nie do naprawienia. Tylko te wątki poboczne mają jakikolwiek sens. Niestety bardzo dużo gier na to cierpi, że ta główna fabuła od czasu do czasu macha ręką i mówi: hej, zainteresuj się główną fabułą. Przecież tutaj się dzieje wielki kryzys, wielki konflikt, ludzie umierają, ty umierasz, masz straszną chorobę, którą musisz leczyć. Dlaczego pomagasz jakimś przypadkowym ludziom uzyskać porządek w ich kamienicy albo znaleźć zaginione wideo z ich komunii? Przecież mógłbyś teraz walczyć o ratowanie świata. No ale te wątki poboczne tak naprawdę są rzeczą interesującą, bo ktoś pokpił zupełnie sprawę przy budowaniu wątku głównego.
Okazał się on być nudny niesatysfakcjonujący, więc zagłębiamy się w wątki poboczne, bo np. podoba nam się mechanika gry, a któraś z tych mniejszych, zwartych historii może się okazać fajna.
Ale niestety ten problem pojawia się także w filmach i serialach. Mamy beznadziejne postacie, które są stereotypami chodzącymi, są papierowe i nie mają żadnej głębi. Mamy te klisze straszliwe, mamy te rozwleczone fabuły, w które musimy coś wpychać, bo przecież wydaliśmy na to pieniądze. No to chociaż napchajmy tam wątków pobocznych, to może to będzie grać. I niektóre z tych wątków pobocznych grają, inne nie grają, inne znowu rozwadniają to wszystko bardziej.
To prowadzi tylko do tego, że taki widz się czuje zagubiony. O czym właściwie ta historia jest? I to rozprasza tylko naszą uwagę, bo np. kończy się wątek poboczny bohatera, który jako jedyny nas interesował i resztę tak naprawdę już mamy gdzieś, bo to była jedyna fajna rzecz, która nas trzymała przy tym serialu.
Kolejna rzecz niedbałość w kontynuacji fabuły. To jest wielki błąd seriali. Brak spójności w kontynuacji fabuły też jest wielkim błędem tasiemcowo wypuszczanych filmów, gdzie potem scenarzyści muszą robić wielkie fikołki, żeby to wszystko jakoś skleić, żeby to miało ręce i nogi. Patrzę tutaj na Was nowa trylogio Gwiezdnych Wojen, gdzie przez to, że to przechodziło od jednego scenarzysty i reżysera do drugiego, no to ostatecznie nie ma żadnego sensu. Cała ta historia nie ma żadnego sensu. Miał być 9 godzinny długi film, rozbity na trzy albo trzy dobre pojedyncze filmy, które się w jakiś sposób łączą. Nie dzieje się ani jedno, ani drugie, ale nie rozdrapujmy tej rany, jaką jest nowa trylogia o Ray w uniwersum Gwiezdnych Wojen.
Więc ta niedbałość w tej kontynuacji fabuły to wklejanie mydła i powidła do naszych seriali, do naszych opowieści, do naszych kampanii i do wieloczęściowych filmów jest efektem tych wątków pobocznych, z których niektóre są ważniejsze, a inne nie są ważne, cliffhangerów, które potem się okazują kompletnie nic nie wnosić, a także tego, że znowu próbujemy zaspokoić gusta wszystkich widzów jednocześnie. Jak to mówi popularne porzekadło. Drogie dzieci, teraz nie słuchajcie, bo ten podcast generalnie nie ma ratingu, że jest tylko dla dorosłych. No ale nie da się obciągnąć każdemu. Na miłość boską, nie da się zrobić serialu, nie da się zrobić cyklów filmów, nie da się zrobić kampanii takiej, w której wszyscy będą bezustannie zadowoleni.
Ale ponieważ robi się cały czas badania i patrzy się i ma się statystyki live z tego, kiedy, na jakim etapie widzowie wyłączają rzeczy, odłączają się i nie wracają do serialu czy do filmu, no to jesteśmy w stanie powiedzieć Aha, czyli ten główny wątek nie grał, ale tamten wątek poboczny grał, to teraz wszystko przerzućmy na tamten wątek i jakoś to będzie, i to się będzie dobrze działo. Albo przygotowaliśmy wszystko pod kątem jednej postaci, ale ta postać się nie bardzo spodobała większości odbiorców. No to olejmy tą postać. Ona miała być ważna dla fabuły, ale, ale zostawmy to, bo. Bo źle na nią widzowie zareagowali. Nie chcemy mieć tutaj z nią więcej nic wspólnego. Mówię tutaj np. o Jar Jar Binks'ie, ale też o wielu innych postaciach. Więc ta niedbałość tej kontynuacji fabuły, która wynika po prostu z chęci zaspokojenia gustów wszystkich odbiorców, też jest symptomem naszych czasów.
Niedopowiedziane zakończenia. O Boże, to jest plaga straszliwa. Wiele produkcji ostatnio się kończy strasznie, nie satysfakcjonująco. Już przeżyjemy tą średnią fabułę, nie? Przeżyjemy te umiarkowanie dobre efekty specjalne, które teraz są robione po prostu taśmowo, więc nikt nie ma czasu ani pieniędzy na to, żeby je naprawdę dopieścić i żeby one wyglądały realistycznie. A wszystko robimy komputerowo, bo nie ma pieniędzy na to, żeby robić tzw. practical effects. I dostajemy tę opowieść, która się nagle kończy, za przeproszeniem, z dupy. Z tego względu, że mieliśmy ten pitch meeting z executive'ami z Netflixa. I sprzedaliśmy im nasz pomysł, nasz główny pomysł. Ale już tak naprawdę ten pomysł nie ma żadnego zakończenia. To jest też kwestia tzw. high konceptu, czyli wysokiego konceptu czy konceptu wysokiego potencjału.
Ja o tym zrobię osobny materiał, ponieważ jest tutaj wiele kontrowersji i wiele rzeczy związanych z tzw. konceptami wysokiego potencjału jest ogromnie istotnych z punktu widzenia pisania fabuły i tego, jak my dzisiaj do tego podchodzimy. Niestety te fatalne zakończenia są plagą wszystkiego, co się ogląda w ostatnim czasie filmów, seriali, ale też niestety książek. Ostatnio o zakończeniach mówiłem przy okazji innego odcinka tego podcastu Jak spieprzyć finał. Bardzo polecam, bo tam wylewam swoje gorzkie żale, ale przy okazji mówię o tym, jak tak naprawdę powinien dobry finał wyglądać, co on powinien dowozić.
Punkt 8. Przemoc i kontrowersyjne tematy bez celu. Niestety tak jest, że czasem nie mamy tego nawet konceptu wysokiego potencjału, więc wychodzimy z założenia, że jeżeli zrobimy coś bardzo kontrowersyjnego i będzie dużo krwi i przemocy. I zrobimy romantyczną komedię o gejach, w czasie której wszyscy sobie wypruwają wnętrzności, to może ktoś na to zwróci uwagę i ktoś o tym coś powie. I to jest jedyna rzecz, którą pchamy w trailerach. To jest jedyna rzecz, która tak naprawdę ma dla nas sens, bo tylko na tym się skupiliśmy, bo to był nasz główny pomysł, który wymyśliliśmy z uwagi na to, że nie mieliśmy żadnego innego pomysłu, a deadline parzył dupska, więc trzeba było gdzieś tam szybko jakiś scenariusz przygotować.
Problem dziewiąty: efekty specjalne. Na miłość boską, ileż można o efektach specjalnych mówić? Bardzo Wam polecam wyszukanie na YouTubie takiej serii No CGI is really just invisible CGI i do tej pory wyszły dwa odcinki z planowanych czterech. I tam gość z kanału The Movie Rabbit Hole opisuje czym tak naprawdę w dzisiejszych czasach jest CGI. Że tak naprawdę widzimy bardzo wiele efektów komputerowych, mimo tego, że twórcy nam cały czas powtarzają, że nasze filmy są robione bez efektów komputerowych, to są tylko practical effects, przecież nowy Top Gun nie ma ani krztyny CGI. Tylko, że nowego Top Gun nakręcono z użyciem innych samolotów niż te, które widzimy. Więc to jest CGI, czyli computer generated images. Więc te efekty specjalne są wszędzie, a przez to, że dużo rzeczy robi się z superbohaterami, teraz jakimiś super mocami, znowu się robi dużo niestety tandetnego science fiction. Właściwie bardziej fantasy w kosmosie niż prawdziwego science fiction, to te efekty specjalne są po prostu wszechobecne. No i ponieważ bardzo dużo rzeczy na nich opieramy, jeśli chodzi o nasze fabuły, to zaniedbuje, to często bardzo inne sensowne elementy naszej produkcji. Spójrzmy na stare filmy science fiction, które często były robione z praktycznymi efektami specjalnymi, gdzie budowano całe sety, żeby tam realizować te nagrania, żeby tam przygotować kolejne sceny, które były naprawdę dopieszczone i przemyślane. Znowu wracamy do oryginalnego Blade Runnera, który przecież jest filmem genialnym, mimo tego, że tak powiem, sztucznego, nierealistycznego obrazu jest tam bardzo, bardzo dużo.
Ale to nie jest film, w którym efekty specjalne grają pierwsze skrzypce. To nie jest film, w którym krzyczymy: zobaczcie, jakie mamy fantastyczne efekty specjalne. Jeżeli mamy tylko fantastyczne efekty specjalne, i myślimy przede wszystkim o tym, żeby tylko te efekty specjalne pchać, no to właściwie już ta fabuła czy rozwój bohaterów to schodzą na drugi plan, bo przecież to jest film po to, żeby pokazać nam efekty specjalne.
Nie chcę jakoś bardzo szkalować pierwszego Avatara, ale pamiętajmy o tym, że to w gruncie rzeczy jest Pocahontas, tylko po prostu z bardzo rozbuchanymi efektami specjalnymi i sytuacją, w której pozwolono reżyserowi po raz pierwszy zabawić się efektami 3D, których ja np. nie widzę. Mam wadę wzroku taką, że nie widzę efektów 3D, więc nigdy się nimi nie podniecam, no ale dzięki temu miałem np. okazję docenić to, że oglądam Pocahontas w kosmosie z wyrośniętymi Smerfyami.
No i ostatnia rzecz dziesiąty problem, który mamy, to jest całkowity brak autentyczności tych historii, o których rozmawiamy. One są kompletnie odklejone od tego, co my przeżywamy na co dzień. Nie ma tak naprawdę żadnego przełożenia w problemach wielu bohaterów na to, co my mamy dzisiaj. I jeżeli spojrzymy na przykład na stare filmy o Batmanie czy o Supermanie, to rozwój tych superbohaterów ma jeszcze jakiś sens. To są filmy, które opowiadają historię o tym, że jeżeli będziesz pracować nad sobą to być może jako autystyczne dziecko zbudujesz sobie jaskinię, w której będziesz przebywać z nietoperzami. Uszyjesz sobie kostium z grubej gumy. Ale też przede wszystkim, że jeśli będziesz nad sobą pracować, już odstawiając żarty na bok. To staniesz się kimś większym niż suma twoich wad niż suma twoich problemów. Staniesz się kimś ważniejszym, niż tylko sierota, której zastrzelono rodziców albo niż sierota kosmiczna, którą porzucono i którą wychowują dwie osoby, które nie mają żadnych mocy, ale za to mają złote serca, gdzieś na farmie pośrodku niczego. I w momencie dopiero, kiedy się zderzysz z tą swoją mocą; ty jako osoba, kontra twoja potęga, to dopiero wtedy będziemy w stanie sprawdzić, jak Cię wychowano, kim tak naprawdę się stałeś, z jakiej gliny jesteś ulepiony i z jakiej gliny sam siebie piłeś i w jaki sposób Ty będziesz teraz korzystać z tych mocy, które masz? A w chwili obecnej te filmy są przede wszystkim o tym, że nasz bohater jest nieskończenie bogaty. Doktor Strange. Iron Man. I teraz traci to swoje bogactwo i możliwość dalszego zarabiania pieniędzy, na moment. A potem tą swoją wiedzę i determinację wyniesioną z zarabiania pieniędzy będzie przekuwać na możliwość zostania superbohaterem. W gruncie rzeczy o tym są te historie, jak się nad tym głębiej zastanowimy.
I jesteśmy bardzo oderwani od tych postaci, bo żaden z nas nie jest genialnym neurochirurgiem, który mógłby zrobić to lepiej. I często śledzimy tych bohaterów, bo mamy do nich jakąś sympatię, mamy sympatię do tych aktorów, mamy sympatię do ich poczucia humoru. Ale tak naprawdę to nie są autentyczne historie przełożone na jakiś tam wystrzelony w kosmos napompowany przykład, czy wyskalowany po prostu skrajnie problem, tak jak to jest w takim klasycznym science fiction, które eskaluje nam problem, w bardzo wyizolowanych warunkach tylko po to, żeby pokazać tą jedną rzecz, z którą teraz musimy się borykać. Ten jeden problem, to jedno wyzwanie. Tylko to są historie. Które może nas śmieszą, może czasem nas bawią, ale one bardzo rzadko mają jakieś realne przełożenie na to, kim my jesteśmy i w jaki sposób te historie mogą z naszymi wewnętrznymi przeżyciami rezonować.
No i tutaj dochodzimy tak naprawdę, jak się nad tym wszystkim zastanowimy, to nie tylko Netflix jest odpowiedzialny za to wszystko, co się wydarzyło i to Netflixowa bieda, te małe budżety, ta próba obciągnięcia wszystkim naraz, jak już powiedziałem. Tak metaforycznie to nazywam. Żeby nie było, że jestem taki kulturalny.
No i teraz okazuje się, że jest jeszcze drugie zjawisko, czyli Marvelizacja kultury i Netflix wprowadził pewien standard, pewną taśmowowość tych produkcji, pewne ograniczenia w budżecie i pewien fokus na to, ażeby wszystkich po prostu próbować zaspokoić jednocześnie. Ale z drugiej strony Marvelowi na pewnym etapie udało się odhaczając te checkboxy, udało się im część tego wszystkiego osiągnąć. I przez to, że w pewnych latach filmy Marvela zarabiały kuriozalne pieniądze, było ich wszędzie pełno i wszyscy o nich mówili. Teraz każdy tego Marvela swojego chce mieć i ta Marvelizacja prowadzi do tego, że bardzo mało powstaje oryginalnych rzeczy. Bardzo mało powstaje oryginalnych fabuł, bardzo mało oryginalnych, nowych postaci, nowych uniwersów.
Wszystko jest po prostu kopiuj wklej z Marvela albo jest próbą wskrzeszenia jakichś starych IP: intellectual Property, starych marek, bo skoro Marvel owi się udało, to nam też się uda z jakimś zapomnianym komiksem z lat sześćdziesiątych. Bo skoro Marvel owi się udało, to dlaczego DC się nie może udać? Bo skoro Marvel owi się udało, to przecież my mamy jakąś markę z King Kongiem, to spróbujmy to pchać. No i przez to tych filmów oryginalnych powstaje czy seriali, czy gier komputerowych, powstaje coraz mniej, bo przyzwyczailiśmy, tak naprawdę prezesów wielkich korporacji i dyrektorów wielkich korporacji do tego, że najlepiej jest dawać pieniądze na coś, co ludzie już znają, na co chętnie pójdą, żeby oglądać to dalej, albo żeby oglądać to znowu.
Ten brak oryginalności jest w ostatnim czasie po prostu dramatycznie problematyczny. Nawet w świecie gier fabularnych, gdzie ludzie próbują po prostu odtwarzać to, co się dzieje w znanych podcastach. I prowadzi tę historię prawie tak samo, żeby moi gracze i ja też, żebyśmy to przeżyli przy stole. To jest już swego rodzaju patologicznym zjawiskiem w momencie, kiedy tak naprawdę my nie odpowiadamy przed nikim finansowo, jeżeli chodzi o budżet, jeżeli chodzi o próbę ogarnięcia jak największych rzesz fanów, które będą potem nam to wszystko odbierać. Wszystko zdajemy się robić dokładnie tak samo, jak robią to te osoby, które mają po prostu nóż na gardle w postaci wytycznych gdzieś tam z zarządu i nagle się okazuje, że wszyscy chcemy być Marvelem, a nikt nie chce robić rzeczy oryginalnych. Ja to też czuję jeżeli chodzi np. o moich graczy, bo widzę, że takie bardzo niszowe RPGi, o których mało kto słyszał, też są raczej traktowane po macoszemu, bo okazuje się, że ten cytat z Rejsu koniec końców jest prawdziwy. Lubimy najbardziej te piosenki, które już kiedyś słyszeliśmy.
Nadmierne skupienie na rozszerzaniu uniwersum, po braku oryginalności. Drugi problem rywalizacji. Wydaje nam się, że zamiast opowiedzieć jedną konkretną historię, powinniśmy budować jak największą uniwersum, żeby w nim było pierdylion rozmaitych rzeczy, tysiąc postaci i żeby każdy miał jakąś tam swoją historię i żeby to się wszystko łączyło w jedną wielką, wspaniałą całość. I tak jak w Marvelu po prostu przyniesie nam to chwałę i pieniądze po kres naszych dni. I zamiast budować jakąś konkretną, spójną, nawet czasem małą czy może nawet kameralną historię sensowną, która nam o czymś dobrym opowie, skupiamy się na tym, żeby po prostu robić milion rzeczy, żeby było takie wrażenie, że to uniwersum jest ogromne, gigantyczne, że tam się po prostu mieści wszystko.
Ale tak naprawdę czy jako twórca chcemy, żeby tam się mieściło wszystko? Czy chcemy, żeby ta fabuła wyrezonowała z naszymi odbiorcami, żebyśmy mogli stworzyć nowy klasyk, nie? Tak, jak jest to na przykład w Blade Runner z jednej strony mamy dwa bardzo dobre filmy, a z drugiej strony mamy też te mini filmy, w sensie takie są krótkie formy, po kilka, kilkanaście minut. Mamy jakiś tam komiksy. Niespecjalnie kogokolwiek to interesuje, bo te historie jakby one są gdzieś tam uzupełniające do tego wszystkiego. Ale najważniejsza jest ta główna historia, która bądź co bądź jest bardzo kameralna. To jest wąska, skupiona na konkretnych bohaterach, historia, a nie jakieś tam próby rozdmuchiwania tego uniwersum. Pierwszy Matrix to jest świetny, kameralny film o walce, o staraniach tak naprawdę jednego bohatera. A wszystko to, co się wydarzyło potem, to jest już katastrofa. Natomiast ta nachalna próba wtopienia się w trendy, tego odgrzewania kotletów, robienia remake'ów i sequeli i rozbudowywania uniwersów do niewiadomo jakiego rozmiaru w postaci tego nowego Matrixa to jest zbrodnia.
Ostatnio mi Facebook przypomniał mema w którym Neo pyta Morfeusza: czyli jeżeli przejdę ten trening, to będę mógł unikać kul? Nie, mówi Morfeusz. Jeżeli zobaczysz nowego Matrixa, to nie będziesz chciał ich unikać.
Spójność fabularna. Trzeci problem Marvelizacji. Dużo dzisiaj tych problemów jest i to jeszcze w dwóch listach, ale tak sobie je wylistowałem. Spójność fabularna jest ogromnym problemem uniwersów, które są rozbudowywane i w ogóle serii filmowych czy seriali, które są rozwijane bez wyraźnego planu, bez wyraźnej spójności, bez konkretnego skupienia na konkretnym finale. To się wydarzyło także w Marvelu po Endgame. Gdzie ta spójność nagle się strasznie rozpadła i nie wiadomo dokąd teraz dąży. Ale wiele seriali ma ten duży problem i o tym też już wspomniałem. To jest efekt właśnie tej Marvelizacji częściowo, że podążamy za tym, co nam się najbardziej sprzedaje, więc teraz będziemy rozbudowywać i robić osobne filmy dla bohaterów czy osobne seriale, nawet dla bohaterów, którzy się gdzieś tam spodobali, bo mieli dobre 2 minuty w 3 godzinnym filmie. Który też swoją drogą mógłby być dużo krótszy. Więc dla nich powstają osobne rzeczy, które potem rozbijają te fabuły, które mieliśmy w innych miejscach przygotowane i w efekcie prowadzi to do takiej papki, która zupełnie traci kierunek. My jako odbiorca jesteśmy zagubieni, o czym właściwie jest ta historia i już nie mamy bladego pojęcia, w którą stronę to idzie, ponieważ jest tego mnóstwo, to na jakimś etapie decydujemy, że: no dobra, było miło, ale widziałem już tyle, ile chciałem widzieć. Reszta mnie po prostu męczy.
No i czwarty problem tej Marvelizacji to straszliwe przesycenie widzów treściami. I znowu tutaj wracamy też trochę do tej oryginalności i wracamy trochę do tych Netflixowych problemów. Że wszystkiego jest strasznie dużo. Strasznie dużo. Tutaj chciałbym wrócić do cytatu z piosenki T-Love może wszystkiego jest za dużo wokół Ciebie i mnie, komputery nie zatamują przecież naszych łez. I trochę takie jest. CGI nie sprawi, że przestaniemy płakać nad tym, jakie te fabuły są beznadziejne. I generalnie to, że tych filmów jest tak strasznie dużo, że one są kopiowane jeden z drugiego, że ci bohaterowie już tam zupełnie latają, bo tak naprawdę żaden z nich nie ma zamkniętego storyarc'u, bo wychodzi się z założenia, że bohater będzie żył tak długo, jak długo ludzie go będą chcieli oglądać, jak długo będzie zarabiał na siebie pieniądze.
No i wszystko to prowadzi do sytuacji, w której każdy chce mieć swojego Marvela, każdy chce go kserować, a widz już tego Marvela widział ze trzy razy i ma już go serdecznie dość. Czy widz, czy odbiorca.
I piąty problem Marvelizacji to jest ta bombastyczność niesamowita. To rozbuchanie tego wszystkiego, że teraz w każdym serialu i w każdym filmie musimy walczyć o ratowanie świata. I nawet jeżeli to miałyby być w założeniu jakieś kameralne historie, to nagle się okazuje, że tutaj wszystko jest po prostu na szali i powinniśmy się przejmować, bo gdyby nie ten bohater z piątego rzędu, który nagle wszedł w dobrym momencie rzucając dobrego one-linera w jakimś tam filmie o innym bohaterze z czwartego rzędu. I przez to się wyklikało gdzieś tam komuś w jakimś zarządzie, że ej, ludzie bardzo dobrze na tę postać zareagowali, to wypada w sumie władować 20 milionów dolarów w to, żeby zbudować osobny serial dla tej postaci. I te postacie tak naprawdę mamy w trąbie wszystkie.
Ale one zawsze będą ratować świat, bo ten świat jest zagrożony z tak wielu nagle kątów jednocześnie, że ci nasi najważniejsi, najwięksi, najpotężniejsi bohaterowie, oni walczą gdzieś tam, gdzieś indziej, ale po drugiej stronie globu, a być może po prostu dwa miasta dalej, spadają inni kosmici. Tylko teraz akurat Doktor Strange czy Hulk nie mogą przybyć, bo zajmują się kosmitami jeszcze gdzieś indziej.
Ale zawsze wszystko musi być wielkie. Bombastyczne. I to też znowu nam odkleja te postacie od tego, co my chcemy zobaczyć. A chcemy przecież zawsze zobaczyć historię, która sprawi, że wewnętrznie gdzieś tam w naszym serduszku się poczujemy, koniec końców lepiej, bo się czegoś w tej historii nauczymy. I o tym mówiłem na samym początku tego podcastu, że opowiadamy historie po to, żeby się z nich jak najwięcej nauczyć.
I teraz, skoro zakończyliśmy tą kwestię o filmach, serialach i o Marvel izacji, to tutaj kilka uwag dla Mistrzów Gry. Byłoby super. Drodzy słuchacze, jak byście jeszcze zostali na moment, nawet jeżeli gry fabularne Was nie interesują, bo chciałbym zapowiedzieć po prostu dalsze odcinki, to o czym będę dalej mówił, ale wprzódy muszę tutaj kilka słów powiedzieć dla moich towarzyszy, że tak powiem, po ołówku czy jak tam nas nazwać. Już dawno nie pisałem nic ołówkiem ani ani długopisem; chociaż ostatnio sobie outline historii robiłem długopisem na kartce. Żeby sobie tutaj chwilkę porozmawiać na temat tych naszych gier fabularnych, bo niestety robimy bardzo, bardzo, bardzo wiele rzeczy źle i to wynika z tego, że strasznie się skupiamy na tym, jaką historię chcemy opowiedzieć.
Tutaj też dużym problemem są te koncepty wysokiego potencjału, czyli ten high concept, o czym będę mówił w najbliższym czasie na tym podcaście. Wymyślamy sobie jakąś jedną konkretną rzecz, która niestety też bardzo często, w ostatnim czasie jest oparta na to, co widzimy w serialach i to, co widzimy w filmach.
Może ostatnio to jest złe słowo, bo my, Mistrzowie Gry, tak naprawdę zawsze kanibalizowaliśmy fabuły, który gdzieś tam zobaczyliśmy. Jest taki żart, że jesteś prawdziwym, wolnym Mistrzem gry dopiero wtedy, kiedy poprowadzisz sesje oparte na wszystkich swoich ulubionych filmach, serialach i książkach. Kiedy już to zrobisz, to wreszcie Teraz możesz robić rzeczy oryginalne i wymyślać rzeczy świeże.
Ale ponieważ w ostatnim czasie otaczają nas filmy, seriale i książki, które są robione od taśmy, z uwagi na te zasady, które opracowano do produkcji filmów na potrzeby Marvela czy na potrzeby Netflixa, to wszystko to wpisuje się w te trendy, które opisaliśmy. Natomiast największym grzechem z tego wszystkiego, który my, Mistrzowie Gry popełniamy, jest to, że my w ogóle się nie skupiamy na postaciach.
Skupiamy się na tych wysokich koncertach, na tych wielkich problemach, na tych ogromnych intrygach, które będą się działy. I tak naprawdę trochę to zaczyna wyglądać jak przesuwanie trójkątów i kwadratów po planszy. Już mówię, o co chodzi z tą metaforą. Generalnie nie wiem, czy kojarzycie grę planszową taką małą karciankę która się nazywa Star Realms? I to jest gra, w której są trzy zasoby. Jest kilka bardzo prostych zasad. Generalnie gra jest bardzo easy to play, hard to master. Natomiast generalnie gdyby na tej grze nie było ilustracji statków kosmicznych i generalnie to nie była siła ognia statku kosmicznego i siła nabywcza statku transportowego, to mogłaby to być gra, w której tak naprawdę mamy na kartach tylko trójkąty, kwadraty i koła, I rozliczamy sobie, że kółka zawsze walczą z kółkami a kwadraty pozwalają nam kupować coś tam. I generalnie nie patrzylibyśmy na tą grę może z takim zaangażowaniem, ale z drugiej strony szachy czy warcaby też są rzeczami czy czy inne starożytne gry są rzeczami bardzo abstrakcyjnymi. Niekoniecznie musimy tam mieć figurki, postacie, które mają imiona itd.
I niestety nasze intrygi też często tak wyglądają, że frakcja A chce tego, frakcja B chce tego, a frakcja C jest taka. I teraz co zrobią gracze? Czy oni gdzieś się kleją w te frakcje czy w tamtą frakcję? To jest też problem bardzo wielu gier komputerowych, gdzie gra w teorii daje nam możliwość odgrywania jakiejś tam postaci, a w praktyce ogranicza nam ilość odpowiedzi, do opowiedz się za frakcją A, opowiedz się za frakcją B, opowiedz się za frakcją C, udawaj, że jesteś freelancerem i staraj się strzelać do wszystkich. Więc ta próba wtłoczenia tak naprawdę tego naszego odgrywania w schematy, który znamy z filmów, z seriali, czy schematy, które gramy z gier komputerowych prowadzić do tego, że ta unikatowość medium, jakim są gry fabularne, strasznie się rozmywa i w efekcie tworzymy rzeczy, które są oparte o te najgorsze wzorce, które teraz mamy wokół siebie. I one cierpią na te wszystkie problemy, łącznie z tym, że nasi odbiorcy, czyli nasi gracze, czy nawet my sami, nie chcemy do tego zbyt często wracać, nie chcemy siadać do stołu, nie chcemy się nad tym zastanawiać po sesji i myśleć o tym, co tu się wydarzyło, co ja teraz mogę zrobić itd.
Bo my nie mamy żadnego specjalnego związku z tymi bohaterami, którzy tutaj są. I myślę, że ostateczną odpowiedzią na wszystkie te problemy, które mamy, jest powrót do najważniejszej zasady, którą powinniśmy mieć przy pisaniu każdego scenariusza, bez względu na to, czy to jest scenariusz do gry komputerowej, do filmu, do serialu czy do sesji. Tylko powinniśmy się skupić na postaciach.
I tutaj, mam nadzieję, drodzy odbiorcy filmowo serialowi, że nadal ze mną jesteście. Bo wydaje mi się, że odpowiedzią na to wszystko jest to, że my przestaliśmy pisać historie o ludziach.
Przestaliśmy pisać historie, które w jakiś sposób z nami rezonują. Piszemy historie o bohaterach ze starych komiksów, zastanawiamy się, jak dzisiaj wtłoczyć we współczesność. Piszemy historie o jakiś tam abstrakcyjnych zupełnie problemach i o intrygach między trójkątami a kwadratami, o frakcjach, których tak naprawdę działania nic nam nie mówią i których cele w ogóle są dla nas obojętne.
Nie piszemy historii, które z nami rezonują. Nie piszemy historii, które są w jakiś sposób odzwierciedleniem, tylko odpowiednio przeskalowanym i wyskalowanym, tych problemów, które my mamy na co dzień, wokół nas. Bo to są historie, które najlepiej się ogląda. Historie o niespełnionej miłości, historie o zakazanej miłości, historie o codziennych problemach, historie o próbach ułożenia sobie relacji z ludźmi wokół nas. To są rzeczy, które nas bezpośrednio zawsze najbardziej będą dotyczyć. Bo każdy człowiek według tej piramidy potrzeb Maslowa, ma pewne potrzeby związane z przynależnością i związane z emocjami, związane z zabezpieczeniem pewnych podstawowych elementów w swoim życiu, ale z tych potrzeb wynika też to, że każdy chce mieć przyjaciół, każdy chce być szanowany, każdy chce coś w życiu osiągnąć, każdy chce być akceptowany przez innych, każdy chce być kochany. Bez względu na to, jak na to spojrzymy, to jest to dość uniwersalna prawda i dla bardzo nielicznych osób to nie działa w taki sposób, ale dla większości jednak działa. Bez względu na to, czy to są osoby białe, czy innego koloru skóry, czy to są homoseksualiści, czy osoby heteronormatywne; te prawdy są bardzo, bardzo uniwersalne i jeżeli tworzymy film, serial, scenariusz, w którym naszym punktem wyjścia jest odwołanie się do tej prawdy i postawienie bohaterów, którzy mają jakieś tło w ogóle, którzy są odpowiednio naszkicowani do wejścia w tą kryzysową sytuację. Postawieniu tych bohaterów przed widzami i pokazaniu im: zobacz, to jest nasz John, który teraz będzie głównym bohaterem tej historii. I John ma taki, a nie inny problem. To jest problem, który mają miliony ludzi na całym świecie. Tylko, że John jeszcze dodatkowo żyje w świecie postapokaliptycznym np. albo żyje na stacji kosmicznej. I dla niego znalezienie sobie teraz partnerki będzie bardzo dużym wyzwaniem, tak jak np. było dla wielu osób w trakcie pandemii. Każdy trochę się czuł, jakby żył na stacji kosmicznej, ponieważ kontaktowanie się z innymi ludźmi było bardzo utrudnione, wychodzenie gdziekolwiek było bardzo utrudnione. Te nasze mieszkania stały się tak naprawdę bardzo często właśnie modułami stacji kosmicznych, nie połączonych z niczym innym, więc dlaczego nie wykorzystać tego jako konceptu? Przecież świeża sprawa, to może rezonować z bardzo wieloma osobami, a tak naprawdę niewiele na ten temat jakichkolwiek prób fabularnych widziałem.
Oprócz tego, że tych historii nie opowiadamy właśnie o tych uniwersalnych problemach, tylko staramy się, żeby one były jak najbardziej bombastyczne, abstrakcyjne, wielkie i dotyczyły całego świata, to tracimy tego odbiorcę, który chce posłuchać historii, który chce zobaczyć historie o sobie.
A z drugiej strony dużym problemem jest też to, że wiele osób myśli, że skoro teraz gry komputerowe odnoszą taki wielki sukces, to historie powinny też trochę się w tych ramach obracać. I skoro gry komputerowe.=, Poza nielicznymi wyjątkami oczywiście, mają bardzo miałkie postacie, postacie właściwie bez charakteru postaci, które są tylko pustą skórą, w którą każdy odbiorca może sobie wejść i próbować ją wypełnić, no to takich też powinniśmy robić naszych głównych bohaterów serialowych czy filmowych. To są ludzie, którzy doświadczają świata. To są ludzie, którzy w naszym imieniu idą w intrygę pomiędzy frakcją kółek a frakcją kwadratów. I to są ludzie, którzy nie mają swojego charakteru, ponieważ oni są zbiorczym charakterem całej cywilizacji, wszystkich możliwych odbiorców.
I przez to, że oni nie są zakorzenieni w tych historiach, to te historie nie mają prawa nieść jakiejkolwiek sensownej prawdy, ponieważ główny bohater jest tam tylko po to, żeby zobaczyć konkluzję jakiejś tam intrygi realizowanej między frakcją A, a frakcją B i ewentualnie w odpowiednim momencie włożyć kij w szprychy i rzucić jakiegoś one linera.
Natomiast o tej osobie ta historia nie bardzo będzie, bo ta osoba ma tylko i wyłącznie być takim uniwersalnym awatarem, który będzie tę historię obserwował. I to jest kolosalny problem współczesnych gier komputerowych, wielu współczesnych seriali, ale także przede wszystkim naszego obecnego grania w RPGi, gdzie budujemy scenariusze, a potem przychodzą gracze ze swoimi postaciami. I te postacie są tutaj po to, żeby ten scenariusz zobaczyć, jak on się rozgrywa przed ich oczami. Te postacie nie są wplecione w intrygę, ich historię, ich potrzeby, ich marzenia, ich cykl rozwoju nie jest wpleciony w tę intrygę. I konkludując już na dzisiaj moim głównym celem, drodzy Państwo, jest w najbliższym czasie przygotowanie takiej serii materiałów na temat tego, jak powinna wyglądać ścieżka rozwoju bohatera w każdym możliwym scenariuszu. Czy to są scenariusze RPG owe, czy to są scenariusze filmowe, czy to są scenariusze teatralne. Będzie mnóstwo przykładów rozmaitych filmów, które uniwersalnie dość znamy czy czy lubimy, czy hejtujemy powszechnie; seriali, oczywiście gier komputerowych będzie tutaj dużo na pewno takiego nerdowania temat różnych tekstów kultury i będzie czasem wchodzenie w takie bardzo głębokie nisze, ale często będzie też mówienie o filmach, które mniej więcej wszyscy znamy, bo gdzieś tam były mega hitem Polsatu pod koniec lat 90 tych albo na początku lat dwutysięcznych, więc mieliśmy okazję po prostu się z nimi zaznajomić.
Żeby trochę też przykładów tutaj omówić i opisać. Więc tych materiałów w najbliższym czasie skupionych na tym będzie, mam nadzieję trochę więcej jeżeli chodzi o częstotliwość. Na pewno więcej jeżeli chodzi o to co mam zaplanowane i co mam przygotowane. Szczęśliwie mam w najbliższych tygodniach trochę więcej czasu, więc mam nadzieję, że uda mi się to wszystko dla Was zrobić i trochę na ten temat poopowiadać, bo to będzie rzecz, która będzie nam pomocna nie tylko jeżeli mamy ambicję napisać książkę czy scenariusz, ale także ze względu na granie w gry fabularne.
Bo ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że właściwie powinienem część moich graczy przeprosić za to, że przygotowałem historie, które w ogóle nigdy nie były o nich. Tam nie było żadnego elementu związanego z tymi graczami. Wszystko było takie dość płaskie, jeżeli chodzi o relacje gracza czy bohatera, gracza czy bohaterki graczy ze światem.
Tylko te postacie były tam tylko po to, żeby zobaczyć, jak intryga, którą ja sobie zaplanowałem, rozgrywa się w końcu w naszej wyimaginowanej rzeczywistości. I skoro ja przyznaję się do tego błędu i staram się go naprawić, to postanowiłem, że zabiorę Was w tą podróż i spróbujemy to zrobić razem. Spróbujemy wymyślić tutaj parę rzeczy.
Które mogą być dla nas ostatecznie pomocne, po to, żebyśmy wszyscy z tych historii czerpali dużo większą radość, dlatego, że będziemy w nie dużo bardziej zaangażowani. To mówię teraz przede wszystkim o naszych grupach RPG owych, ale myślę sobie, że jeżeli chcemy coś zmienić i chcemy sami coś napisać, chcemy sami coś przygotować, chcemy jakąś historię gdzieś tam naszkicować, to będzie super, jeżeli będziemy wiedzieli, jak bardzo ważne jest to, żeby te historie były o kimś, o kimś konkretnym, z kim z jednej strony można się trochę utożsamić, a z drugiej strony z kimś, kto ma swój własny charakter. To jest jak nasz kolega, na którego decyzje nie możemy wpłynąć w 100%, ale szanujemy to, jaką on jest osobą i lubimy to, że on jest indywidualnością. Lubimy to, że ten nasz bohater nie jest takim everyman'em, który jest tylko pustą skorupą, przez którą widz ma tego świata doświadczyć.
Tyle na dzisiaj, drodzy Państwo. Będzie mi ogromnie miło, jeżeli subskrybuje Cię ten podcast. Ostatnio w ogóle widziałem dużo więcej odtworzeń się pojawia, więc jestem Wam wdzięczny za wszystkie polecenia tego podcastu swoim znajomym. Bardzo, bardzo mnie te cyferki cieszą. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony czasami jak wchodzę na statystyki odtworzeń. Więc mam nadzieję, że dalej będziecie się tymi materiałami dzielić, że będziecie czekać na następne, że będziecie udostępniać te odcinki, bo to też jest bardzo ważne, żeby gdzieś tam sobie ten podcast krążył, jeżeli on ma być dalej rozwijany.
No więc. Tyle na dzisiaj. Zostawiam Was z tymi wszystkimi problemami i jeszcze żadną z odpowiedzi, ale mam nadzieję, że to odpowiedzi sobie na jakimś etapie wszyscy wspólnie. Znajdziemy. Rozpracowuje tutaj kilka naprawdę dużych prac, które sobie studiuję, żeby przygotować Wam te informacje na temat tego, jak te historie postaci splatać z tymi głównymi intrygami. Więc na pewno dużo tutaj się wspólnie dowiemy.
Tyle na dzisiaj. Dziękuję Wam bardzo Z Bogiem i cześć.